Strona Główna Aktualności Luksus dla ludu?

Luksus dla ludu?

1281

Jeszcze kilka lat temu towary luksusowe zarezerwowane były tylko dla wybranych. Dziś się to zmienia i coraz częściej zwykły śmiertelnik może się pochwalić ubraniami od znanych projektantów. Najlepszym przykładem są ekskluzywne kolekcje H&M.
Już od pięciu lat H&M zamawia specjalne, jednorazowe kolekcje u najlepszych designerów świata. Do tej pory byli już Karl Lagerfeld, Stella McCartney, Sonia Rykiel, Jimmy Choo, Roberto Cavalli. W tym roku przyszedł czas na dom mody Lanvin.
Pomysł, pod względem marketingowym, jest świetny. Dla większości społeczeństwa ubrania tych projektantów nie są tylko za drogie, ale wręcz niesamowicie kosztowne. Kilka tysięcy złotych dla przeciętnego Polaka jest fortuną, której nie wyda na sukienkę czy buty.
Kolekcje dla H&M za to mają w miarę przystępne ceny, co w połączeniu z nazwiskiem projektanta, przyciąga jak magnes. Chociaż szyte są masowo w Chinach i produkowane z o wiele tańszych materiałów, to 300 zł zamiast 3000 bardzo kusi. Nic więc dziwnego, że kolekcje dosłownie wyparowują ze sklepu w przeciągu godziny od otwarcia. Nie można jednak powiedzieć, że znikają bez śladu, ponieważ zwykle zostaje po nich całkiem niezłe pobojowisko.
Podobnie było we wtorek z kolekcją paryskiego domu mody Lanvin, którego projektantem jest Alber Elbaz. Co prawda Elbaz bardzo długo bronił się przed sygnowaniem swoim imieniem „taniochy z sieciówki”, jednak w końcu dał się skusić. Nie wiadomo, jakich argumentów użyło H&M. Amerykańskie media swego czasu informowały, że Stella Mc Cartney otrzymała milion dolarów. Za ile „sprzedał się” Elbaz?

Kolekcja Lanvin, składająca się z kilkudziesięciu ubrań butów, biżuterii i dodatków, w Warszawie zniknęła w ciągu dwóch godzin. Tu rodzi się pytanie: czy luksus faktycznie jest dla ludu, który zgłodniały zbytków, wręcz rozrywa sklep od środka? Wyszarpuje ubrania z wieszaków, chwyta po kilka lub nawet kilkanaście sztuk naraz, toczy boje o jedną szmatkę? Pracownicy warszawskiego H&M w tym roku postanowili jakoś utemperować rozszalały naród. Oczekujący w kolejce pod drzwiami dostali bransoletki z godziną, o której będą mogli wejść. Wpuszczano tylko 20 osób naraz, częstowano kawą, ograniczano liczbę ubrań, aby ukrócić niecne praktyki nabywania kilkunastu rzeczy po to tylko, by je z zyskiem sprzedać na allegro. Jednak Polak potrafi i już tego samego wieczoru pojawiły się internetowe aukcje.
Mimo że ceny były jednak nieco za wysokie, jak na masówkę, a do tego ubrania bardziej nadają się na jednorazowe wyjście, niż do noszenia na co dzień, kolekcja sprzedała się całkowicie. Jak widać Polacy ciągną do światowego luksusu jak ćmy do światła, nie zważając na jakość materiałów ani na to, że w większości przypadków nie bardzo będą mieli gdzie się w nowym stroju pokazać. Zaślepieni „żądzą metki”, kupią wszystko, co kojarzy się z ekskluzywną odzieżą z najwyższych światowych półek. I nie interesuje ich fakt, że sukienka już na wieszaku w sklepie wygląda jak psu z gardła wyjęta, tak się gniecie. Ani też to, że za 150 zł wydane na zwykłą bluzeczkę, kupiliby sobie całkiem niezłe buty na kilka sezonów.

Na zakończenie cytat z artykułu pani Joanny Bojańczyk, który fantastycznie podsumowuje całe to zamieszanie:

Cieszę się, że też to mamy, ale przychodzi mi na myśl, jak to w pałacach dobrzy państwo w święta robili dla służby osobny stół z jedzeniem. Był i biały obrus i zastawa. Zamiast szampana wódka, zamiast bażantów kiełbasa. Ale i tak lud był szczęśliwy.
Nic dodać, nic ująć.


Opracowała: Katarzyna Stępień
Źródło i Fot.: rp.pl

BRAK KOMENTARZY

Odpowiedz