Strona Główna Magia kamieni „Perłę wśród śmieci – trudno dostrzec, ale śmieć wśród pereł – widać od razu”

„Perłę wśród śmieci – trudno dostrzec, ale śmieć wśród pereł – widać od razu”

4862

Etymologia nazwy „perła” nie jest jednoznaczna. Możliwe, że została ona zapożyczona od gatunku małża (łac. "perna") lub kulistego kształtu (łac. "sphaerula"). Ale jedno jest pewne: perły są piękne i budzą wiele emocji. Krążą o nich mity, legendy i przesądy, a kobiety wręcz je ubóstwiają. Sama Kleopatra dzięki nim właśnie zakochała się w Marku Antoniuszu, a słynna Coco Chanel była ich najwierniejszą fanką.
Z perłami przez wieki …
Perły były doceniane przez Chińczyków już ponad 4 tysiące lat temu. Bez umiaru wyszywali nimi nie tylko ubrania, ale też obijali meble, ozdabiali ściany, dywany, zastawę, a nawet powozy. Moda na perły szybko przeniosła się do starożytnej Grecji i Rzymu. W dodatku okazały się one strzałem w dziesiątkę, jeśli chodzi o gust Juliusza Cezara i Kleopatry.
Z czasem, dzięki swemu niezwykłemu blaskowi, kolorowi i prostocie, stały się symbolem bogactwa nie mniejszym niż złoto. Zdobiły szyje i głowy możnych średniowiecza i późniejszych epok.
Naturalne perły są prawdziwymi dziełami sztuki. Najpiękniejsza pochodzi z XVI – wiecznej kolekcji króla Filipa II. Waży zaledwie 12 g, ale jej urok jest niepodważalny. Z kolei największą znalezioną perłą jest ważąca ponad 6 kg Perła Allacha, odkryta w 1934 roku w pobliżu Filipin. Nic dziwnego, że jest taka duża, skoro powstała w muszli ważącej bagatelka około 3 ton. Naukowcy obliczyli, że gigant ten rósł we wnętrzu małży prawie przez pół wieku. Przyroda zaskoczyła badaczy nie raz. Również Perła Palantycka wprawia w niemałe zdziwienie. Okaz jest o tyle niesamowity, iż biały jest tylko częściowo. Druga strona jest unikatową czarną perłą, zwaną Łzą Adama.

Perłowe Hollywood

Perły były ulubienicami królowych i cesarzowych, ale także dzisiejsze diwy doceniają ich wartość. Hollywood pokochało perły do tego stopnia, iż w latach 20-tych nie wyobrażano sobie bez nich żadnej modnej stylizacji. Ich największą fanką była oczywiście Coco Chanel, która od razu odkryła, że perła jest jedynym rodzajem biżuterii, który w dużej ilości wygląda o wiele lepiej, niż w pojedynkę. Nie tylko Coco doceniła ich wartość. Także Audrey Hepburn, Jacqueline Kennedy, Shirley MacLaine, a obecnie nawet buntowniczka Rihanna, przyozdabiały swoje stroje sznurami pereł, które stały się symbolem kobiety subtelnej, aczkolwiek niezwykle eleganckiej.
Występowanie
Perły występują nie tylko w morzu, ale również w strumykach i rzekach. W naszym klimacie wytwarzały je małże słodkowodne – skójki i szczeżuje. W średniowieczu nasz rodzimy Dolny Śląsk słynął z naturalnych pereł słodkowodnych (dorzecze Nysy Łużyckiej, Bobru i Nysy Kłodzkiej). Duży popyt wpłynął na powstanie pereł hodowlanych (Japonia i Chiny), o różnych barwach. Proces ich powstawania (poprzez wprowadzenie sztucznego zarodka) jest znacznie przyśpieszony. Perły te można koloryzować poprzez dostarczanie sztucznych barwników konchiolinie (która je łatwo pochłania) – takich jak na przykład farby do włosów.
Dla odróżnienia pereł hodowlanych od naturalnych prześwietla się je promieniami rentgena. Perły naturalne dają na ekranie jasne plamy, sztuczne zaś mają duży kulisty zarodek. Pomyłka jest wykluczona.
Perły powinny mieć jednego właściciela, który o nie dba. Źle przechowywane tracą bowiem swój blask i starzeją się. Tu dochodzimy do mitów i legend. W legendach opowiadano, że pierwsze perły były łzami aniołów. Potem wierzono, iż perłopławy, we wnętrzu których znajdowano cenne twory, były zapładniane przez tęczę dotykającą wód oceanów. Perłom przypisywano też ogromną moc leczniczą. Uważano, że sproszkowane leczą wiele dolegliwości, np. serca i układu krążenia. Perła rozpuszczona w soku z cytryny lub z mlekiem, uchodziła za skuteczny środek przeciwko zaburzeniom psychicznym. Jednakże wiele podań i legend mówi także, że perły przynoszą pecha.
Szczęście czy pech?
Jeżeli ktoś się pereł „boi”, niech ich lepiej nie nosi, a tym bardziej nie przyjmuje w prezencie. To bowiem oznacza, że po prostu nie są mu przeznaczone. Pozostawmy je osobom, które na pewno chcą je mieć, będą je nosić, otoczą ciepłem i miłością. Perły na pewno się odwzajemnią.
Właściciele pewnego perłowego naszyjnika z pewnością nie mieli szczęścia, pytanie tylko, czy aby na pewno z jego powodu. Pierwotną właścicielką była Gertruda Komorowska, pierwsza żona Stanisława Szczęsnego Potockiego. Małżeństwo to, zawarte w wielkiej tajemnicy w Niestanicach, bardzo nie spodobało się Potockim. Nie spodobało się do tego stopnia, że nie tylko Franciszek Salezy wymógł na swym synu unieważnienie związku, ale także przedsiębiorczy teściowie postanowili porwać swą synową i umieścić w klasztorze. Coś jednak poszło nie tak, skoro młodziutka, a na dodatek brzemienna małżonka Potockiego, została zamordowana. Według wersji Potockich Gertruda zginęła przypadkowo, gdy napastnicy spotkali po drodze wozy wyładowane zbożem i, aby stłumić krzyki ofiary, przygnietli ją nieszczęśliwie poduszkami, doprowadzając do uduszenia. Zwłoki wrzucono do rzeki Raty w pobliżu Sielca Bełzkiego, a znaleziono wiosną po spłynięciu lodów.
Po śmierci Gertrudy przystąpiono do podziału rodzinnych pamiątek. Jej najmłodszy brat, Augustyn Komorowski, otrzymał naszyjnik – trzy sznury niedużych lecz kształtnych perełek – zapinany na wysadzany drobnymi brylancikami ozdobny zameczek (fermoir). Naszyjnik był prawdopodobnie prezentem ślubnym od Szczęsnego.
Augustyn podarował perły, również w prezencie ślubnym, swej wnuczce Henryce. Poślubiała ona właśnie, także mimo przestróg rodziców, poetę Kornela Ujejskiego. Rodzice słuszne przestrzegali, Ujejski bowiem szybko ulokował swe uczucia gdzie indziej i związek zakończył się separacją. Pani Ujejska żyła więc samotnie, wychowując syna Romana. Ten zaś ożenił się z Zofią Bukowską, której Ujejska w dobrej wierze ofiarowała perły Gertrudy, nie odkrywszy zapewne fatum ciążącego na naszyjniku. Tradycji nieszczęść musiało stać się zadość i młoda pani Ujejska, w wieku niespełna 27 lat, umarła na dyfteryt.
Naszyjnik odziedziczyła jej córka i jej również nie przyniósł szczęścia. Zmarła tragicznie w wyniku zarażenia tyfusem plamistym, nie dożywszy nawet 30 lat. Przed śmiercią zdążyła jednak podzielić swe klejnoty pomiędzy rodzinę. Pechowy perłowy naszyjnik dostał się jej kuzynce, Felicji z Zaklików Mycielskiej. Wówczas ktoś wreszcie poszedł po rozum do głowy i energicznie zakrzątnięto się koło „odczarowania” złowieszczego klejnotu. Zajął się tym Andrzej Mycielski, syn Felicji, wtedy student wydziału prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wybrał się w tym celu do zaprzyjaźnionego z rodziną księdza Czesława Wądolnego, który w latach 1918 – 1925 był archiprezbiterem kościoła Mariackiego w Krakowie.
Ksiądz Wądolny pomyślał chwilę, po czym z podręcznej biblioteki wyciągnął wiekową księgę, gdzie znalazł jedną z najstarszych modlitw Kościoła, pochodzącą z IV w. i zatwierdzoną przez sobór nicejski – modlitwę przeciw złym kamieniom. Młody Mycielski w odprawionej ceremonii egzorcyzmów posłużył za ministranta. W swoich wspomnieniach zanotował, iż perły „stały się od tego momentu nie przynoszącym już pecha świecidełkiem… .” Nicejskie zaklęcie podziałało i od tej pory naszyjnik Gertrudy nie sprawiał już nikomu kłopotu.
Tyle jedna legenda. Perły przysporzyły też kłopotów królowej Bonie, możliwe, że skazując ją na wieczne syzyfowe prace w zaświatach.
Podanie mówi, iż król Zygmunt Stary podarował królowej Bonie wiele włości, wśród których był także zamek w Czersku. Królowa przybyła do niego w 1520 roku. Na dziedzińcu wybudowała renesansowy dworek, a w okolicy założyła uprawę winnej latorośli oraz włoszczyzny. Czterdzieści lat później, pośpiesznie wyjeżdżając z Polski, ze wszystkich swych posiadłości skrzętnie zbierała kolekcjonowane przez całe życie kosztowności.
Pojechała także do zamku Czerskiego, aby i stamtąd wydostać swoje skarby. Chcąc przyspieszyć pracę, sama przenosiła do powozu mniejsze szkatułki. W czasie znoszenia jednej z nich nie zauważyła, że spod wieka wysunął się długi sznur pereł. Zahaczyła nim o występek w murze i przerwała.. Perły rozsypały się po posadzce, lecz królowa nie zebrała ich, tylko poszła dalej. Nikt inny również tego nie zrobił. Legenda mówi, że w czasie pełni księżyca na murach zamku pojawia się biała postać zbierająca rozsypane niegdyś perły. Lecz gdy tylko zakończy swą pracę zaczyna ją od nowa, bo perły się rozsypują. I czynność ta nie ma końca. Czyżby więc perły okazały się pechowa także dla królowej?
Według tradycji każdy, kto chciałby zostać szczęśliwym posiadaczem pereł, powinien kupić je sobie sam, ponieważ jako prezent sprowadzają na swego właściciela nieszczęście. Same w sobie są symbolem płaczu i łez. Jeśli jednak już sami sprawimy sobie taki podarunek, to zyskamy szczęście na długi czas.
Wierzenia…
Perły mają podobno niezwykłą księżycową moc, która szczególnie działa na osoby spod znaku ryb. W starożytności symbolizowały czystość sumienia i chroniły przed nieszczęśliwą miłością.
Tybetańscy mnisi sądzą z kolei, że perła traci swój blask, jeśli osoba, która ją nosi, jest chora. Istotny jest również kolor. W wierzeniach większości krajów Azjatyckich, głównie zaś muzułmańskich, żółte perły przynoszą bogactwo, brązowe dają mądrość, białe przynoszą wolność, a zielone gwarantują szeroko pojęte szczęście.
Perła harmonizuje rytmy organizmu z naturalnymi cyklami księżyca i pór roku. Mają też wiele innych, cudownych zalet. Wzmacniają miłość duchową i rozwijają cechy opiekuńcze, wspomagają powodzenie życiowe i chronią przez tak zwanym „złym okiem”, kradzieżą oraz nieuczciwością otoczenia. Owszem, potrafią wycisnąć łzy, ale są to błogosławione łzy oczyszczenia.
Perły powinny mieć tylko jednego właściciela, a ten powinien szczególnie o nie dbać. Źle przechowywane tracą bowiem swój blask i starzeją się. Dbanie o ich czystość nie sprawia kłopotu, wystarczy co jakiś czas przetrzeć je mąką ziemniaczaną, usuwając tym samym pot i inne zabrudzenia.
Perły w sztuce…
Perły stanowią dodatkowo doskonały temat malarski, dlatego pojawiają się w wielu dziełach. Szczególnie upodobał je sobie holenderski malarz Jan Vermeer. Malował przede wszystkim sceny rodzajowe, mistrzowsko wykorzystując grę świateł. Na początku swojej kariery stworzył także dwa płótna historyczne. W dorobku malarza dominują przedstawienia kobiet we wnętrzach mieszkalnych, zajętych m.in. muzyką, lekturą listu czy rozmową. W wielu obrazach badacze doszukują się ukrytych alegorii lub symbolicznych przesłań.
Znalazłam trzy obrazy tego malarza, w których wykorzystał perły. Pierwszy z nich, pod tytułem Ważąca perły, znajduje się w National Gallery of Art w Waszyngtonie.

Scena namalowana na obrazie rozgrywa się we wnętrzu, w którym kobieta stoi przy stole. Być może jest brzemienna, ale możliwe, że tylko nosi ona modny wówczas typ ubioru. Z lewej strony z okna pada przytłumione przez żółtą kotarę światło. Oświetlona jest głównie kobieta, zaś pozostała część obrazu pozostaje w mroku. Na stole znajdują się różne pudełka i sznury pereł, na szarawej ścianie zawieszony jest obraz, a naprzeciw kobiety – lustro.
Kobieta w prawej ręce trzyma wagę, lewą opiera lekko na stole. Szalki wagi są idealnie zrównoważone.
Obraz ten bywa interpretowany w różny sposób. Możliwe, że nie jest tylko zwykłą sceną rodzajową, ale zawoalowaną alegorią. Wskazuje na to Sąd Ostateczny, zawieszony za plecami kobiety. Dlatego scenę można odczytywać w dwóch wymiarach: wiecznym, gdzie Chrystus ocenia i sądzi ludzkie czyny, waży dobro i zło oraz ziemskim, gdzie ważone są perły, symbol marności (vanitas) i pychy.
Przyjęło się sądzić, iż kobieta waży perły, jednak badanie pod mikroskopem ujawniło, ze szalki wagi są puste. Arthur K. Wheelock, badacz twórczości Vermeera, zasugerował, że kobieta nie waży kosztowności, lecz własne czyny, a zgodnie z głównym przesłaniem dzieła człowiek w swoim życiu powinien kierować się umiarem i wyważonym sądem.
Motyw kobiety z wagą pojawiał się już wcześniej w sztuce holenderskiej – podejmowany był on kilkakrotnie przez Leonaerta Bramera, a także przez Pietera de Hoocha (Ważąca złoto, ok. 1664). Ani obraz Ważąca perły Vermeera, ani Ważąca złoto Hoocha, nie jest datowana, niemniej Albert Blankert przypuszcza, że to jednak Vermeer swój obraz zainspirował dziełem Hoocha.
Kolejnym obrazem jest Dziewczyna z perłą, inaczej zwana Dziewczyną w perłowych kolczykach. Jest on uznawany za jeden z najwybitniejszych przykładów XVII-wiecznego malarstwa. Znajduje się obecnie w muzeum MauritshuisHadze. Często bywa nazywany "Mona Lisą północy" lub "Holenderską Mona Lisą".

Dzieło jest sygnowane IVMeer, jednak nie jest znana dokładna data jego powstania. Nie wiemy też na pewno, czy powstał na zamówienie, a jeśli nawet, to kto był zleceniodawcą. Obraz ten, jako jeden z niewielu w dorobku malarza, pozbawiony jest akcji i wydaje się być tylko portretem.
Dzieło miało wielu właścicieli. W 1903 roku. A. Tombe przekazał go muzeum Mauritshuis, gdzie jest do dziś.
W 1937 roku bardzo podobne dzieło zostało przekazane przez jednego z kolekcjonerów do National Gallery of Art w Waszyngtonie, zakłada się jednak, że jest to dwudziestowieczny falsyfikat.
Nie znamy tożsamości przedstawionej na obrazie dziewczyny. Możliwe, że była to córka malarza, Maria. Sprawia ona wrażenie, jakby nagle odwróciła się na dźwięk znajomego głosu, jej sylwetka zaś wyraźnie odcina się od czarnego tła. Kolory jej stroju kontrastują z czernią. Najważniejszym dla nas elementem jest kolczyk z perłą w kształcie łezki, zawieszony w uchu dziewczyny.
Obraz ten stanowił inspirację do powstania powieści historycznej (1999)) o takim samym tytule autorstwa Tracy Chevalier.
W 2003 roku brytyjski reżyser, Peter Webber, nakręcił film pod tytułem Dziewczyna z perłą, którego kanwą były okoliczności powstania obrazu. W rolę tytułowej dziewczyny z perłą wciela się Scarlett Johansson.
Jest jeszcze jeden obraz tego malarza, traktujący o perłach. Mowa o Sznurze pereł, zwanym też Naszyjnikiem pereł, lub Kobieta z naszyjnikiem pereł.

Obraz pojawia się w spisie kolekcji Jacobusa Dissiusa, która została sprzedana 16 maja 1696 w Amsterdamie. W zachowanym spisie tych dzieł płótno zostało opisane jako Przymierzająca perły. Wiele razy zmieniał właścicieli, a obecnie znajduje się w berlińskim Staatliche Museen.
Na obrazie widzimy młodą kobietę, przedstawioną z profilu, ubraną w żółty kubraczek z gronostajem. Trzyma ona za końce wstążki od perłowego naszyjnika. Wygląda, jakby zastygła w pół gestu przed lustrem, zawieszonym na ścianie w pobliżu okna. Między nią a ścianą ustawiony jest stół z dwoma krzesłami, na którego blacie leży bilecik wskazujący, że kobieta szykuje się dla ukochanego.
Badacze uważają, że tematem tego obrazu jest próżność i marność, konflikt między cnotą a przywarą.
Jak widać malarz wydobywał z pereł ludzkie wady i w dość sprytny sposób ukrywał je na swoich obrazach.
Zachęcam wszystkie panie do noszenia perłowej biżuterii, która dodaje kobiecie blasku i pewności siebie. Perły powinny być noszone same, bez dodatków w postaci innych kamieni. Jedynie szmaragd odpowiada ich wibracjom i magnetyzmowi, a połączenie tych klejnotów jest celowe i powinno przynieść szczęście.



Opracowała: Katarzyna Stępień

Źródło: www.pieknyslub.pl, www.fashionnow.pl, www.czersk.org, www.wilanow-palac.pl, www.pieknyslub.pl, www.fashionnow.pl/

Tytułowy cytat: Parada paradoksów Władysław Grzeszczyk
Fot. Galeria BiżuBizarre, grafika google

BRAK KOMENTARZY

Odpowiedz